Cerkiew prawosławna nie odnosi się negatywnie do samej procedury IVF, ale do faktu, że uprawia się w niej kilka zarodków, z których najbardziej żywotne są następnie selekcjonowane, a pozostałe są po prostu usuwane (czytaj - są zabijane). W końcu jednak morderstwo jest grzechem śmiertelnym, a aborcja wraz z morderstwem również uważana jest za wielki grzech. A zabicie życia, które ledwie się urodziło, nawet w probówce, jest niewątpliwie także grzechem.
Sposób, w jaki kościół odnosi się do IVF, jest uzasadniony. Jak wiadomo, metoda IVF składa się z kilku etapów. Najpierw pobudza się kobietę do jednoczesnego wytwarzania kilku jaj (superowulacja). Czasami okazuje się, że 2, a czasem wszystkie 20 jaj. Po nakłuciu dojrzałych jaj umieszcza się je w specjalnym pożywce i łączy ze spermą męża. Na tym etapie jest nadal "legalny" - nie doszło do żadnych naruszeń moralnych, ponieważ rodzice są małżeństwem.
Powstałe zarodki są przez pewien czas przenoszone do inkubatora. A potem pojawia się "moment X". Słabe, nieżywotne zarodki są usuwane, a resztę sadzi matka. Czasami zarodki są zamrożone i przechowywane przez dłuższy czas.
Ponieważ 2-5 zarodków przenosi się do macicy, prawdopodobieństwo ciąży mnogiej jest wysokie. A jeśli więcej niż 2 zarodki zapuściły korzenie, reszta z reguły ulega redukcji. Nie są usuwane chirurgicznie, ale za pomocą pewnych metod osiągają one, że zatrzymują rozwój i rozpuszczają się z czasem. Taka procedura jest równoznaczna z morderstwem.
Nic dziwnego, że Kościół sprzeciwia się IVF. Sztuczne zapłodnienie i kościół mogłyby współistnieć, gdyby lekarze wzięli od kobiety tylko 1-2 jaja i po ich zapłodnieniu zasadzili je z powrotem. Ale żaden lekarz tego nie zrobi, ponieważ nie ma żadnych gwarancji, że operacja się powiedzie. Bez "zapasowych" dzieci żadne centrum medyczne nie będzie działać.